Dziś na Elfiku recenzja kolejnej książki do rysunku o zaskakującym i porywającym tytule – „Jak rysować i malować kredkami” autorstwa Jose M. Parramon’a. Po totalnej porażce poradnika „Nauka Rysunku” (recenzja ) trochę zwątpiłam w poradniki ale postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę.

Zmieniłam ostatnio miejsce zamieszkania i ze ślicznego Tarchomina wpadłam w samo centrum Warszawy. Oczywiście oznacza to bardzo wiele zmian, a jedną z nich jest stały dostęp do nowych bibliotek i książek, które się w nich znajdują. Najnowszą zdobyczą jest książka „Jak rysować i malować kredkami”. Podobnie jak poprzednio zwróciłam na nią uwagę dlatego, że jest raczej łatwo dostępna i popularna. Zobaczmy, czy warto się tą publikacją zainteresować.

Zaczynamy od pierwszego wrażenia. Okładka jest nie najgorsza, choć też bez szaleństw. Wydanie ładne, pachnący, sztywny papier kredowy i przejrzysta szata graficzna. Już na początku zwróciłam uwagę na piękne rysunki wewnątrz. Bardzo rażą skromniutkie rozmiary wydania (110 stron) ale przecież liczy się wnętrze :).

A co znajdziemy wewnątrz?
Już po przeczytaniu wstępu wiedziałam, że trafiłam na książkę napisaną przez kogoś, kto naprawdę lubi rysować. Kilka przyjemnych anegdotek sprawiło, że od razu polubiłam autora i nastawiłam się do poradnika bardzo pozytywnie. Już od pierwszych stron nawoływał, że kredki wcale nie są dla dzieci, a na dowód zaprezentował genialne prace wykonane w różnych stylach. Duży plus.

Kolejny rozdział… no cóż, jest o akcesoriach do rysowania. Autor wymienia oczywiście kilka różnych zestawów kredek, co moim zdaniem kompletnie moja się z celem. Poradnik został wydany w latach 80tych i od tego na rysunku pojawiło się całkiem sporo nowych produktów. Ale nawet gdyby nie pojawiło się nic nowego i tak wierzę, że warto testować nowe akcesoria i nie zamykać się w tych polecanych w książkach.

Później jest już bajka. Autor poleca m.in. fantastyczne ćwiczenie, polegające na tym, by stworzyć pełnokolorowy obraz przy użyciu czterech kredek: czarnej, cyjanowej, żółtej i magenty. Oczywiście dostaniemy też garść wskazówek, jak to zrobić. Znajdziemy tu także całkiem długie rozdziały poświęcone wyłącznie kolorom, wobec których mam mieszane uczucia. Z jednej strony całą teorię koloru byłabym w stanie zamknąć w słowach „po prostu eksperymentuj!” i tym samym uznałabym te fragmenty za niepotrzebne. Z drugiej zaś czytanie o barwach było bardzo przyjemne. W trakcie przeglądania obserwowałam swoje kredki i porównywałam ich kolor ze wzornikami w książce. Miłe choć bez sensu. Tak jak lubię.

Książka zawiera także całkiem przydatne rozdziały o portrecie oraz o rysowaniu ze zdjęcia. Czyli tematy, które są mi bliskie.

To co odróżnia tą książkę od innych poradników, to fragmenty, w których ujawnia się osobisty stosunek autora do tematu. Bardzo fajnie czytać słowa dorosłego mężczyzny, który cieszy się jak dziecko, gdy sięga po kredki. Z drugiej jednak strony natrafiłam na kilka zdań, które zupełnie mi nie pasowały do tego pięknego obrazka. Oto jak autor podsumowuje kredki akwarelowe: „Nie odkrywają przed nami żadnych tajemnic”. Jak to nie odkrywają? Odsyłam do , w której pokazałam kilka (z zapewne dziesiątek możliwych) sposobów używania kredek akwarelowych. Kwiatek numer dwa: W rozdziale o rysowaniu portretu ze zdjęcia mamy oczywiście metodę kopiowania za pomocą kratek. Autor sugeruje więc, by rysować bardzo delikatnie bo „w wypadku tego projektu inaczej się nie da”. Cóż, trochę dziwię się, że osoba, która wydaje się tak kreatywna pisze, że czegoś się nie da albo dany przedmiot można używać tylko w jeden sposób. Może to jednak jakiś błąd w tłumaczeniu?

Podsumowując…
Najważniejsze w tej książce jest to, że po przeczytaniu ma się NIEPRAWDOPODOBNĄ ochotę od razu sięgnąć po kredki. Nie jest to książka, na którą wydałabym pieniądze ale wypożyczenie jej z biblioteki zdecydowanie polecam.

Inne poradniki dla artystów, które zrecenzowałam na blogu:



Nawiasem mówiąc

W kolejnej notce zobaczycie obrazek, który narysowałam pod wpływem tej książki. Drugą inspiracją była piosenka, o której opowiem w Artystycznych Ulubieńcach Lutego (niedługo na ).

Chodzicie może do którejś z bibliotek na Śródmieściu? 🙂 Mnie można spotkać ostatnio w prawie każdej z nich.