Wielokrotnie w swoich poprzednich tekstach wspominałam o tym, że w trakcie pracy nad rysunkiem nie warto się poddawać, ponieważ na początkowych etapach często wygląda on brzydko. Wydaje mi się jednak, że sporo z Was nadal przekazu nie zrozumiało, dlatego zdecydowałam się podejść do tematu od nieco innej strony. Portret Lagerthy Lothbrok, nad którym ostatnio pracowałam, okazał się idealną do tego okazją.

Metoda rysowania zwana „od ogółu do szczegółu” pozwala tak rozplanować proces tworzenia, by w każdym momencie można było przerwać, a praca wyglądałaby na ukończoną. Przynajmniej teoretycznie. Są bowiem takie momenty, w których rysownik (zwłaszcza ten początkujący) nie powinien przerywać pracy! Pokrótce omówię te momenty. Są to:

Pierwsze kreski to czas na zaplanowanie tego, jak rysunek będzie wyglądał. W przypadku prac z wyobraźni będziemy poszukiwali ładnej, pasującej kompozycji, w przypadku prac ze zdjęcia i natury – odpowiedniego kadru. Później jest czas na dobieranie proporcji i inne rzeczy, które generalnie nie wyglądają zbyt dobrze. Pojawia się mnóstwo ważnych kresek, które kwalifikują się później do wymazania lub zamalowania. Znam wiele osób, które oglądając ten mały bałagan na kartce krzyczy: „To jest szkaradne! W ogóle nie potrafię rysować!” i przerywa pracę nad rysunkiem. To nie jest dobry moment! Postarajcie się powstrzymać te negatywne emocje i rysować dalej. Zobaczcie, co z tego wyniknie…

Jeżeli wyrobicie w sobie nawyk odrzucania pracy po każdej drobnej pomyłce, to prawdopodobnie coraz rzadziej będziecie dokańczali rysunki… Jeżeli błąd jest do skorygowania – użyjcie gumki do mazania lub zakryjcie go. Te z kategorii „nie do odratowania” potraktujcie jako wskazówkę na przyszłość. Plama z kawy na portrecie fotorealistycznym zazwyczaj jest nie do naprawienia ale na szybkich obrazkach opartych na pomyśle może być ciekawym dodatkiem! Przyznam, że nierzadko to właśnie plamy i brud dyktowały ostateczny wygląd rysunku. Wiele moich prac z twórczości wykładowej została pokierowana przez konieczność zakrycia plam tuszu z długopisu. A plamy z kawy? Plamy z kawy bywają inspirujące. Spotkałam się kiedyś z ciekwym ćwiczeniem, które polegało na celowym zaplamieniu rysunku wodą z tuszem i dokończeniu go przy wsparciu wyobraźni. Spróbujecie?

Podobnie jak wyżej – wyrobienie w sobie nawyku porzucania pracy po zmianie koncepcji nie prowadzi do niczego dobrego. Proponuję zanotować sobie nowy pomysł, skończyć bieżący rysunek a kolejny rozpocząć później. Bardzo możliwe, że w tym czasie pomysł się rozwinie i dojdzie sporo nowych, ciekawych elementów. A może wpadniecie na coś zupełnie nowego, lepszego? W skórcie – trzymajmy się zasady: „lepiej mieć jeden dokończony rysunek niż kilka niedokończonych”.

„czegoś tu jeszcze brakuje”

Cieniowanie nałożone równomiernie, całość idealnie gładka. Niby wszystko jest dobrze ale czegoś brakuje. Na tym etapie często pojawiają się wątpliwości typu: „Już nic nie dorysuję, bo jeszcze zepsuję!”. Warto zastanowić się nad dodaniem jakiegoś mocnego akcentu, który przyciągnąłby wzrok i umilił oglądanie obrazka (nie dotyczy rysunków fotorealistycznych). Ja zazwyczaj w pewnym momencie rysowania zdaję sobie sprawę z tego, że przedobrzyłam z wygładzaniem. Pierwsze co robię, to zakrycie zdjęcia bazowego (jeżeli z niego korzystam). Od tego momentu zdaję się na własną intuicję i sama decyduję, co pojawi się na rysunku. Zazwyczaj w tym momencie zaczynam kreskować niektóre miejsca tak, by były bardziej wyraziste. Ale to tylko jeden z pomysłów! Można także dodać kolejną warstwę np. piórkiem i tuszem lub dodać nowy kolor. Wybór pozostawiam Wam i Waszej intuicji 🙂

Tyle teorii. Zobaczmy jak to wygląda w praktyce.

Powyżej obrazek, który posłuży jako przykład. Najpierw trochę o nim opowiem, ponieważ postać i koncepcja wykonania są dość ciekawe.

Ostatnio zaczęłam oglądać kolejny serial – padło na „Wikingów”. Miałam wielki dylemat, którego z bohaterów narysować jako pierwszego. Poprosiłam o pomoc czytelników bloga i zrobiłam głosowanie na . O dziwo główny bohater – Ragnar, który wydawałby się oczywistym wyborem, odpadł już w pierwszej rundzie. Ostatecznie wspólnymi siłami wybraliśmy jego żonę – Lagerthę.

Czym nas uwiodła? Ci, którzy oglądali serial zachwycili się jej anielską urodą i silnym charakterem. Idealna matka, żona i wojowniczka. A słowo, które w komentarzach na jej temat pojawiało się najczęściej to „intrygująca”.

Czytelnicy zasugerowali, bym skupiła się na podkreśleniu jej osobowości. Cóż, było dość trudne, bo ogień, jaki w niej płonie jakoś mi nie pasuje do bardzo delikatnego, północnego typu urody. Mimo to spróbowałam. Moim zdaniem na rysunku przypomina nieco anioła (to pewnie przez jasne włosy i błękitną suknię) ale czujne oczy i otoczenie liści sprawia, że wygląda jak kobieta twardo stąpająca po ziemi.

Krok po Kroku: Lagertha

Wybór zdjęcia

Zdjęcie, które wybrałam zostało zrobione, gdy Lagertha uciekała z atakowanej wioski. Życiu jej dzieci i męża zagrażało niebezpieczeństwo a ona zachowała zimną krew i uratowała nie tylko swoją rodzinę ale też służbę. Szalenie podoba mi się jej bystre, czujne spojrzenie i jasne światło oświetlające twarz.

Szkic

Szkic wykonałam kredką w kolorze bananowym, ponieważ zależało mi na tym, by ciemne kreski nie zepsuły delikatnych rysów twarzy. Niestety na zdjęciach nic nie widać, więc pominę ten etap w tutorialu. Po wskazówki dotyczące wykonania szkicu na podstawie zdjęcia odsyłam .

Podczas szkicowania narysowałam niewiele szczegółów. Od razu zaczęłam <”rzeźbić”> twarz. Zaczęłam od najciemniejszych miejsc. Wybrałam chłodny ocień brązu, ponieważ taki idealnie pasuje do północnego typu urody.

Tak w zbliżeniu wygląda pierwsza warstwa ciemnej kredki. Jest chropowata i… brzydka. Zdecydowanie nie pasuje do mojej wizji rysunku. Dlatego minie jeszcze sporo czasu zanim uznam, że jest dobrze.

Fragment cieniowania twarzy, konkretnie szczęki. Miejsca ciemniejsze pogłębiam tą samą brązową kredkę, jasne zostawiam z jedną warstwą, by pokryć je potem innymi kolorami.

W trakcie cieniowania uświadomiłam sobie, że listki, które pojawiają się na pierwszym planie pasują do tego portretu, więc zdecydowałam, że wyeksponuję je mocniej niż na zdjęciu. Skromne listki, które lekko zasłaniają Lagerthę, jednocześnie układają się na jej głowie jak ozdoba, którą noszą boginie północy. Sprytne, co? 🙂

Zobaczcie także malutki fragment pierwszego cieniowania okolic oka i nasady nosa. Jasne kredka przebiła spod ciemnej i w pierwszym odruchu nawet ja miałam ochotę odrzucić rysunek. Na szczęście zdecydowałam się go dokończyć i ostatecznie jasnych miejsc nie widać.

Nie wiem dlaczego, ale bardzo lubię rysować cienie pod nosem. Zawsze tworzą piękne kształty. Szkoda, ze wielu o nich zapomina!

Nim zaczęłam wprowadzać miękkie kolory skóry i włosów dodałam kilka plam zielonego (liście) i niebieskiego (włosy i suknia) by przekonać się, jak będzie to wyglądać.

Czas na róż. Wydawać by się mogło, że różowy to kolor ciepły ale zaskoczę Was – nie zawsze. Większość odcieni różu jest chłodna i dlatego tak dobrze wyglądają w nim Słowianki 🙂 Dodałam także zimne, rozbielone odcienie żółtego i bardzo blady pomarańczowy.

Na zdjęciu, z którego korzystałam, Lagertha ma ładnie oświetloną twarz. By podkreślić to światło, mocniej zacieniowałam tło przez co prawa skroń, policzek i nos wydały się jeszcze jaśniejsze. Dzięki temu nie musiałam rysować konturów, które prawdopodobnie źle wyglądałyby na tym rysunku, gdzie dominuje plama.

Zacieniona część twarzy Lagerthy na zdjęciu wygląda dość płasko. Na takim rysunku nie wyglądałoby to jednak zbyt dobrze. Dlatego też cienie trochę zróżnicowałam. Tu trochę różu, tu trochę żółtego…

Niestety kilka chwil później za bardzo „odpłynęłam” i wygładziłam obrazek tak, że znów wyglądał mdło. Wszystko zlewało się w jedną gładką, szaro-burą plamę…

.. dlatego szybko i zdecydowanie dodałam kilka mocnych akcentów. Kreski wyglądają na dzikie, bo są wykonane pod różnymi kątami ale w rzeczywistości trzeba sporo opanowania, by narysować je w miarę równych odstępach.

Nie obyło się bez kilku momentów, w których miałam ochotę powiedzieć: „Dość!”:

Ten fragment wygląda na zbyt ciemny i odwraca uwagę od ważniejszych fragmentów. Źle…

Wymazałam go więc gumką…

I na nowo zakreskowałam.Czy wygląda to teraz idealnie? Nie, ale nie jest to wystarczający powód, by porzucić rysunek i tworzyć nowy. Zazwyczaj powtarzanie tego samego tematu od nowa sprawia, że mijają nam chęci…

Dopiero na tym etapie przerwałam pracę. „Niedbałe” kreski wyglądają dokładnie tak, jak chciałam a twarz nie jest przesadnie gładka. Założenie zostało osiągnięte. Dla pewności zapytałam chłopaka czy uważa, że obrazek wygląda na dokończony. Stwierdził, że… nie. Uznał, że kolory są za skromne, za blade. Cóż – taka właśnie jest Lagertha – skromna. Więc chyba jednak jest dobrze 🙂

Czy ten tekst trafił do Was lepiej niż mądre powiedzenie „Nigdy się nie poddawaj”? Będę wdzięczna za wszelkie Wasze spostrzeżenia. Możecie linkować w komentarzach swoje obrazki – te, które uważacie za niedokończone lub przeciwnie – te przedobrzone. Wspólnymi siłami spróbujemy dojść do tego, co mogło pójść nie tak 🙂

Nawiasem mówiąc

Jeśli szukacie odpowieniej muzyki jako podkład do tworzenie rysunków z „północnym klimatem”, polecam zespół Korpiklaani.

Fanki fryzur w serialowym klimacie zapraszam na tutorial, w którym sympatyczna dziewczyna pokazuje jak uczesać się tak jak Lagertha . Ja taką fryzurę noszę często, gdy jestem sama w domu 🙂

Kredki, których dziś używałam można wygrać. Pospieszcie się! trwa jeszcze kilka dni! Obrazek, który pokazałam w dzisiejszej notce powstał w dwa krótkie wieczory, więc na pewno zdążycie zrobić swoje prace 🙂

Następny w kolejce do portretu jest Ragnar Lothbrok, którego wykonam w stylu fotorealistycznym (tylko wciąż szukam odpowiedniego zdjęcia!) i „dziwna ale piękna” Aslaug, do której wciąż szukam techniki i pomysłu 🙂 Nie wiem czy mój ulubiony bohater – Floki – też doczeka się rysunku. On mi jakoś tak nie pasuje do nieruchomego rysunku… 🙂