Dostałam ostatnio bardzo dużo komentarzy, w których widzowie pytali, dlaczego na blogu nie ma nic nowego. Ucieszyłam się, że są osoby, które doceniły moje wpisy, bo zawsze to pisanie sprawiało mi większą radość niż występowanie przed kamerą. Jednocześnie zrobiło mi się smutno, że faktycznie zaniedbałam bloga na rzecz YouTube… Postanowiłam zmobilizować się i wyskrobać kilka słów, bo jest okazja – przeprowadziłam się na Wyspy Kanaryjskie. W tym odcin… tfu! W tej notce opowiem Wam o tym, jak radziłam sobie z Art Blockiem, co mam w moim szkicowniku i jak to się stało, że mieszkam sobie w pięknym domu na Teneryfie.
Wycieczka po moim domu na Kanarach jest
Zacznijmy od początku.
Lubię sobie mówić, że urodziłam się pod Szczęśliwą Gwiazdą, ale tak naprawdę wszystko wymagało zrobienia wielu rzeczy, na których wymienianie nie ma tu miejsca. W każdym razie w wyniku splotu różnych wydarzeń wylądowałam na Teneryfie. Nie na wakacje, nie na miesiąc tylko na… sama nie wiem ile. Na razie chciałabym tu zostać jak najdłużej i wszystko wskazuje na to, że mam taką możliwość. Więcej na ten temat opowiadam
Z byciem Kanaryjką wiąże się kilka rzeczy, które znacząco wpływają na mój proces twórczy. Niestety głównie wpływają negatywnie…
Oczywiście byłabym skończoną hipokrytką, gdybym nazywała 70metrowy domek szeregowy warunkami ekstremalnymi. Chodziło mi raczej o to, że nie mam teraz przy sobie wszystkich swoich ulubionych akcesoriów do rysowania, ukochanego drewnianego stołu ani statywu do nagrywania filmów. I jakoś nie potrafię rysować w lecie. Dopada mnie to poczucie, że “skoro jest taka piękna pogoda, to nie powinnam siedzieć w domu”. Tym oto sposobem otoczona pięknymi, inspirującymi widokami mam niemoc twórczą. Jedyną motywacją był dla mnie mój kanał na YouTube, gdzie narzuciłam sobie rygor publikowania czegoś co 5 dni. Ale i tak zdarzało się, że rysunki tworzyłam rozkojarzona, co zauważyliście przy okazji rysunku z Harrym Potterem, który niedawno wrzuciłam na kanał:
Speed drawing z gadaniem jest
Pewnie mi nie uwierzycie, ale tęsknię za jesienią. Od stycznia przetoczyłam się przez kawał świata i zawsze był to świat pełen słońca i palm. Tęsknię za chłodem, złotymi liśćmi, “sweterkową” pogodą i wieczorami przy gorącej herbacie i filmach. Do San Eugenio jesień jeszcze nie dotarła (jeśli nie liczyć pożółkłego, kilkukilogramowego palmowego liścia, który spadając prawie mnie zabił).
Moja dzielnica nocą…
… i moja dzielnica za dnia.
Mój umysł nadal jest w Nowej Zelandii. Minęło ponad pół roku, a ja wciąż nie umiem myśleć o niczym innym poza jednym miesiącem mojego życia, który zmienił wszystko. Moją ulubioną formą spędzania czasu jest ostatnio słuchanie “Władcy Pierścieni”. W trakcie pochłaniania audiobooka popełniłam taki rysunek:
Speed drawing z filozoficzno-życiowym wywodem w tle
Skoro już jesteśmy przy inspirujących ludziach, dzięki którym życie się odmienia…
Ostatnio coś mnie mocno uderzyło.
Tak w przenośni ale jednak.
W sieci zaczęły królować materiały o niczym. Dramy albo filmy podsumowujące dramy. Albo kolejna wersja tutorialu jak zrobić warkocz francuski. (Jeśli nadal nie załapałeś, jak się robi warkocz francuski, to nie wiem, co jeszcze by ci mogło pomóc.) Takie filmy się fantastycznie ogląda i bardzo wciągają. Właściwie nie ma w nich nic złego, bo kiedy jesteśmy zmęczeni po szkole i pracy, mamy ochotę na obejrzeć coś prostego…
Tylko, że pewnego dnia zorientowałam się, że zamiast coś ze sobą robić, po raz kolejny oglądam ten sam film, który nic nie wnosi do mojego życia. W tym czasie mogłabym pisać powieść, która jest przecież jednym z moich marzeń, albo pobiegać. Może przynajmniej iść na spacer. Tymczasem oglądam te filmy dlatego, że… są. Kiedy pojawia się film o chwytliwym tytule, po prostu MUSZĘ w niego kliknąć. I poświęcić mu kilka minut. Nie zamierzam tych filmów krytykować, bo:
sama je oglądam
rozumiem YouTuberów, którzy je tworzą – mają swoją wymarzoną pracę, która pozwala im zarabiać na pasji, więc to oczywiste, że chcą zebrać jak najwięcej wyświetleń
Postanowiłam nie narzekać…, ale i nie dokładać się do tego. Nie chcę (już?) tworzyć rzeczy, których oglądanie zabiera czas, ale nic nie wnosi. Po co macie oglądać, jak ja jem ładne śniadanie, skoro w tym czasie możecie przygotować piękny posiłek dla siebie i zjeść go na balkonie? Po co mam Wam pokazywać, jak spędzam czas na plaży, skoro w tym czasie moglibyście pracować nad czymś, co może Was w przyszłości przybliżyć do posiadania domu nad morzem? Postaram się wrzucać filmy, które będą sprawiać, że będziecie mieli ochotę wylogować się z sieci i zająć swoim hobby. Albo nauką czegokolwiek.
W ramach wprowadzania pozytywnych zmian w swoim życiu trochę odcięłam się od nadmiaru informacji. Odsubskrybowąłam kanały, które oglądałam tylko dlatego, że “fajnie się je ogląda”, a zostawiłam takie, które mnie inspirują.