W dzisiejszej notce pokażę Wam, jak zacząć przygodę z tworzeniem Art Journal czyli pięknego dziennika, w którym zamiast słów używamy obrazów. Jest to dość modne hobby, a niektóre akcesoria bywają drogie, więc ja dziś pokażę Wam, jak zorganizować sobie tani zestaw startowy. I jeszcze opowiem o moich zmaganiach ze stworzeniem pierwszej strony. Ostrzegam tylko, że to wciąga! 🙂

Ostatnio nałogowo oglądam filmiki z tworzenia Art Journal. Szalenie podoba mi się idea zapisywania swoich wspomnień za pomocą sztuki, czyli tego co wszyscy tu zgromadzeni lubią najbardziej! Potrafię rysować, ale przyznam, że wszelkie klejenie, wycinanie i inne prace techniczne zawsze szły mi opornie… Nie jest to jednak powód, żeby nie spróbować. Mam nadzieję, że wkrótce mój dziennik zapełni się bardziej udanymi projektami. Zobaczcie jak wyszedł mi ten pierwszy!

Ponieważ Art Journal to rodzaj pamiętnika, dzisiejsza strona jest inspirowana moim w Nowej Zelandii. Żeby całość nie była przesadzona, ale jednocześnie miała dużo różnych elementów, zdecydowałam się ograniczyć kolory i wybrałam zielony, czerwony i różowy jako motyw przewodni.

Pierwsza rzecz jakiej potrzebujecie, by wykonać stronę, to notatnik, który ma w miarę grube strony. Możecie kupić sobie go w sklepie lub tworzyć np. w kalendarzu (przebijające spod warstw daty w kalendarzu będą wyglądały świetnie!). Pamiętajcie, żeby znaleźć coś, co będzie można potem w miarę łatwo… rozwalić. Strony Art Journala są zazwyczaj grube i z czasem notatnik wymaga pocięcia okładki, żeby zwiekszyć miejsce. Polecam Wam obejrzenie , żeby lepiej zrozumieć tą ideę i przy okazji obejrzeć piękne projekty. Strona, którą Wam dziś pokażę to moje pierwsze “dzieło”, dlatego postanowiłam ją testowo wykonać na osobnej kartce. Tak się składa, że jestem, w posiadaniu pięknego elfickiego notesu, który ma wyjmowane strony, dlatego nie bałam się, że coś w nim zniszczę.

Kolejną rzeczą jest podkładka. Kleje, brokaty i inne rzeczy bardzo brudzą biurko, dlatego lepiej czymś je przyktyć. Profesjonaliści używają specjalnych niezniszczalnych mat z miarkami, ale na początek nie są one niezbędne. Podkładkę możecie zrobić sobie sami. Mieszkam w starym mieszkaniu, dlatego mogę je demolować do woli i swoją podkładkę zrobiłam z dna szuflady. Miałam szczęście, bo jej drewniane listwy dodatkowo sprawiają, że jest lekko pochyła i wygodniej mi się pracuje. Na pewno użyję jej później także do rysowania.

Jedną z najważniejszych rzeczy jest specjalny żel, który utrwali pracę i podłuży jako klej. Występuje w wielu wersjach m.in. jako przezroczysty i barwiący. Ja wybrałam matowy przezroczysty, który nazywa się „matte gel medium”. Kosztował kilkanaście złotych na Allegro. Widziałam podobne w empiku, ale tam było dużo drożej. Taki żel nakładamy cienką warstwą przy użyciu suchego pędzla. Pamiętajcie, by go potem dobrze umyć!

Naturalnie przydadzą nam się także kolorowe papiery. Ja mam jeden “zestaw kreatywny” zawierający naklejki i pasujące do siebie podkłady, ale kosztował 15 zł i moim zdaniem to dość dużo. Na szczęście posiadam sporo gazetek i map z Nowej Zelandii, które można tam dostać za darmo w każdym punkcie informacji turystycznej. W tym projekcie postanowiłam wziąć sobie mapkę miasta Queenstown oraz kilka zdjęć okolicy z broszurki reklamowej. Mapa posłużyła jako tło. Przykleiłam ją do przygotowanego wcześniej szablonu strony za pomocą gel medium, a potem pokryłam całość jego cienką warstwą. Bardzo ważne, żeby zrobić to dokładnie, bo później – kiedy będziemy pokrywać powierzchnię pisakami – może się zachowywać w nieprzewidziany sposób.

Popularnym artykułem do dequpage są cienkie, kolorowe chusteczki. Ja swoich szukam raczej w sklepach z artykułami do domu, a nie w takich do decoupage. W Auchan znalazłam np. śliczne chusteczki z motywem zielonych domków. (Jeśli zobaczycie gdzieś takie ze wzorem starej mapy lub odręcznego pisma lub starych gazet, to koniecznie dajcie mi znać!) Chusteczkę rozdzieliłam na warstwy, bo zależało mi na tym by była cienka i nałożyłam ją przy pomocy gel medium. I oczywiście potem zagruntowałam wszystko także uzywając żelu.

Kolejna rzecz to pisaki. Są dość ważne, bo dzięki nim możemy cieniować i konturować wszystko to, co nakleimy. Wtedy całość do siebie lepiej pasuje i ładniej wygląda. Uwaga jest taka, że pisaki powinny być wodoodporne, ponieważ będziemy je później utrwalać żelem i nie chcemy, żeby coś się nam rozmyło. Ja używałam mojego ukochanego kompletu z Faber Castell (notka na jego temat ) oraz cienkopisu i flamastrów do pisania po trudnych powierzchniach. Nałożyłam je bardzo szybko, a potem roztarłam palcem zanim zdążyły zaschnąć. Dzięki temu utworzyło się pięknie (no, prawie…) cieniowanie, które scaliło chusteczki z mapą w tle. Cienie namalowałam wokół brzegów naklejek oraz na nich samych, by pogłębić wzory, które już tam były.

Kiedy tło było gotowe, przyszedł czas na dodatki. Tutaj mamy pełną dowolność. Ja uwielbiam naklejki, ale jeszcze nie znalazłam w sklepie nic szczególnie ładnego. Do dekoracji użyłam więc napisów i serc wyciętych z walentynkowego papieru oraz mniejszej mapki wyciętej z broszury. Wykonałam także coś, co imituje małe zdjęcie polaroid. Wystarczyło wyciąć obrazek z ulotki, a następnie połączyć go z białą ramką z papieru. Między nimi dodałam jeszcze folię z opakowania ołówków, żeby całość błyszczała jak prawdziwy polaroid. Potem pokryłam zdjęcie i ramkę żelem, a po wyschnięciu pocieniowałam pisakami, żeby wyglądało bardziej realistycznie.

Rozpakowując swój bagaż znalazłam na dnie resztkę ceny z jakiejś pamiątki. Jej kolor oraz napis („I love NZ”) idealnie pasował do kolorystyki mojej kartki, więc postanowiłam ją dodać do projektu. Nim posklejałam wszystko poukładałam elementy na sobie żeby sprawdzić, jak razem wyglądają. Odjęłam jedno zdjęcie, bo było za duże, a w prawym dolnym rogu dodałam serce, bo było tam za mało czerwonego.

Po przyklejeniu dodatków (i zagruntowaniu ich gel medium) dodałam cieniowanie pisakami – takie samo jak wcześniej na zielonych domkach z chusteczek.

Zauważyłam, że motyw szycia pojawia się w wieli miejscach (m.in. na małej mapie i napisie “love”), dlatego postanowiłam pójść tym tropem. Zwykły, biały żelopis idealnie chwycił się powierzchni pokrytej gel medium, więc mogłam dodać nim ramkę i wzorki, a także rozświetlić niektóre elementy tak, jak to robiłam w fotorealistycznym portrecie Ellarii Sand (tutorial ).

I to wszystko! Gotowa strona wygląda tak:

Mam nadzieję, że moja pierwsza kartka z Art Journal Wam się spodobała i że choć kilka osób właśnie poczuło, że znalazło coś dla siebie. Koniecznie obserwujcie , bo za niedługo pojawi się tam film ilustrujący tą notkę. I koniecznie dajcie znać, co o tym wszystkim sądzicie. I jeszcze podzielcie się swoimi projektami lub linkami do ulubionych stron Art Journal znalezionych w Internecie 🙂