Ostatnio zdecydowanie za dużo przebywałam w mieście. Za oknem miałam tylko las… wieżowców a jedyna zieleń jaka mi towarzyszyła to tło mojego bloga. Tak powstały najnowsze wpisy:


Jednak coś sprawiło, że się zmobilizowałam i dla równowagi spędziłam leniwy dzień poza biurkiem. A był to… komentarz jednej z czytelniczek, która zasugerowała:

Pierwsza myśl: „Przecież ja nie mam czasu na spacerki po lesie. Jestem taka zapracowana!”. Prawie natychmiast (na szczęście) zreflektowałam się, że ta odruchowa myśl zabrzmiała strasznie. I w najbliższy weekend wyskoczyłam na rowerze do pobliskiego lasu (ach, nie ma to jak Tarchomin <3 ). Zapakowałam swoje zabaweczki do plecaka i ruszyłam na łono natury z epicką muzyką z ukochanego „Władcy Pierścieni” w słuchawkach. Tym razem zabrałam ze sobą węgielek z kompletu , zwykły ołówek HB i… kolejną starą teczkę. jestem tak zapracowana, że nie mam czasu na wizytę w sklepie plastycznym.

Znalezienie odpowiedniej miejscówki nie należało do łatwych. Las sam w sobie jest pięknym miejscem ale nie każdy jego fragment nadaje się na obrazek, ponieważ zazwyczaj układ drzew jest dość monotonny. W końcu upatrzyłam sobie przyjemną miejscówkę, w której na niewielkim wzniesieniu roślinność ułożyła się w ciekawy sposób:

Widok na drzewa, które mnie interesują przysłania kilka innych, które nie są już tak interesujące. Zdecydowałam, że w szkicu je pominę, by zachować harmonię.

Zaczęłam od wykonania zdjęcia fragmentu, który mnie interesował, bym mogła go później odtworzyć w domu. Powtarzałam fotografowanie przy każdej zmianie światła, by mieć kilka wariantów ale aparat nie poradził sobie z uchwyceniem kolorów. Stąd też podczas pracy, starałam się zapamiętać piękną, soczystą zieleń, która mnie otaczała.

Zazwyczaj podczas wykonywania szkicu dziko bazgram po kartce, by uchwycić jak najlepsze proporcje (poczytacie o tym np. w tekście o fotorealistycznym rysunku <”Śniadanie u Tiffany’ego”>. Tym razem chciałam potrenować śmiałą ale precyzyjną kreskę.

Kolejne kreski wykonałam węgielkiem z zestawu KOH-I-NOOR Gioconda. Wciąż nie odkryłam wszystkich cech tego kompletu ale mam duszę testera, więc na pewno coś jeszcze z niego wycisnę 🙂

Węgielek trzymałam prawie za sam koniec, ponieważ nieco trudniej wtedy panować nad kreską. Ale wszelkie niekontrolowane kropeczki i kreseczki są w „leśnych” obrazkach bardzo pożądane – mogą udawać kamyczki i gałązki.

Na razie obrazek nie wygląda zbyt ładnie. I nie musi! Przyszłam do lasu, by się zrelaksować 🙂

Mój węgielek okazał się dość odporny na rozmazywanie. Mogłam nim spokojnie cieniować bez obawy, że zniszczę pracę. Starałam się w szczególności podkreślić różnicę pomiędzy poszczególnymi gatunkami drzew oraz w stopniu ich oświetlenia. Niektóre miały zupełnie ciemną korę – ta została mocno pocieniowana, niektóre zaś – stosunkowo jasną, pokrytą drobnymi, suchymi gałązkami.

Po jakimś czasie zrobiło mi się zimno i musiałam się zbierać, by dokończyć obrazek w domu. Niezaprzeczalnie tak urokliwej scence przyda się wykończenie w kolorze. Pastele mi się skończyły, z kredkami jest dużo roboty (a ja mam ostatnio mało czasu), więc padło na delikatne akwarelki. Tym razem nie używałam wymieszanych na paletach pigmentów a stosowałam farbki z tubki, by uzyskać czyste odcienie.

Drzewka także uzupełniłam czystymi odcieniami. Niestety ciekawa faktura węgielka musiała się schować pod warstwami ciepłego brązu. Początkowo na obrazku miało być widoczne nieskazitelne, błękitne niebo ale ostatecznie musiało ustąpić żółtym rozbłyskom światła.

Podczas malowania lasu warto zwrócić szczególna uwagę na światło. Podczas niektórych pór dnia drzewa tworzą cienie w kształcie równoległych (w dużym uproszczeniu) pasów. Dodatkowo odbijające się na trawie i liściach słońce uzyskuje niesamowity, idylliczny odcień. Warto się nad tym pochylić nieco dłużej.

W tym kroku na obrazku zmieniło się bardzo dużo. Dokończyłam obrazek nie spoglądając na zdjęcie (pewnie dlatego niektóre szczegóły mi uciekły). Zielone liście namalowałam gęstą farbą na prawie suchym, rozczochranym pędzlu. Nałożyłam kilka warstw, każdą w innym kolorze, od najciemniejszej zieleni do żółtawych odcieni. Drzewa w tle namalowałam dość schematycznie a następnie rozmyłam je wodą, by ich ostrość nie konkurowała z roślinnością na pierwszym planie.

Na końcu rozświetliłam jeszcze obrazek gęstą, białą farbą.

Gotowe:

las

Nie jest to najpiękniejszy obrazek na świecie ale spoglądam na niego z radością, bo przypomina mi pewien cudowny weekend na łonie natury 🙂

Na koniec jeszcze kilka zdjęć z lasu, byście i Wy mogli nacieszyć oczy spokojną zielenią, gdziekolwiek jesteście 🙂

Ciągnie Elfa do lasu 🙂

Pozdrawiam z lasu. Chyba tu zamieszkam 🙂

Nawiasem mówiąc…

– Pamiętajcie o . Na razie nie jest aktywny (ale można go lajkować 🙂 ) ale w pszyszłości będzie to przejrzyste źródło aktualnych informacji i… waszych rysunków 🙂