Zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Pogoda zdecydowanie nie zachęca do spędzania czasu na zewnątrz. A szaruga za oknem wpędza w depresję. Owinięci w kocyki spędzamy popołudnia przeglądając Facebooka… Stop!
Absolutnie nie namawiam do rezygnacji z kocyka. Ale zamiast grzać się ładowarką do laptopa, polecam kupek gorącej herbaty i dobrą książkę. Tytuł wybierzcie już sami.
Wspaniałą okazją do zanurzenia się w świecie ilustracji okazało się testowanie nowych kredek Magic Trio firmy KOH-I-NOOR.Na zdjęciu to te na górze:
Już na pierwszy rzut oka różnią się od tych, które znamy. Chyba każdy z nas miał kiedyś kredkę, która łączyła w sobie kilka różnych kolorów. Pamiętacie? Kredką tą można było jednym ruchem ręki narysować wzorzystą tęczę. Magic Trio działają na podobnej zasadzie. Tym razem jednak kolory zostały podobierane w pasujące do siebie trójki (np. trzy różne ocienienie zielonego), co sprawia, że efekt końcowy wygląda… jak nazwa wskazuje- magicznie.
Intensywna paleta kolorów sprawiła, że na jakiś czas zdecydowałam sie porzucić realizm na rzecz fantazji. Wiem, że wszyscy kochają realistyczne, szczegółowe, ołówkowe rysunki.. Spójrzcie jednak za okno. Czy nie warto poprawić sobie nastroju energetycznymi, intensywnymi kolorami?
Magic Trio są większe od standartowych kredek więc juz samo trzymanie ich w dłoni przywołuje falę pozytywnej energii. Ze względu na rozmiar wymagają użycia większej strugaczki. Ja mam taką:
Mój zestaw kredek ma 12 kolorów, jednak szybko przekonałam się, że w praktyce jest ich… 36. Każda kredka składa się z trzech, współgrających odcieni, których można używać na różne sposoby.
Metoda pierwsza to używanie każdego odcienia osobno. Wystarczy ustawić kredkę pod odpowiednim kątem tak, by pojawiła się konkretna barwa. Na początku idzie dość odpornie ale gdy już ręka się przyzwyczai można wypełniać gładko duże powierzchnie. Oto kolory jakie uzyskałam jedną Magic Trio (w kolorze Dandelion Medow):
Stosowanie ruchów kolistych sprawi, że trzy odcienie zmieszają się w jeden, nowy. Tym razem kluczem jest delikatność i warstwy. Dopiero gdy kilkakrotnie wypełnimy powierzchnię, otrzymamy gładki, jednolity kolor. Lewa strona przedstawia uzyskany w ten sposób kolor, prawa- ten sam kolor, dodatkowo wygładzony dołączonym do zestawu blenderem:
Stosowanie wyłącznie pierwszej metody byłoby jednak zbrodnią przeciwko możliwościom tych kredek. Dla przykładu obrazek wykonany JEDNĄ kredką:
Więcej kolorów:
Dość teorii. Czas na obrazki, które wykonałam przy uzyciu Magiców.
Pierwszy wykonałam zupełnie z wyobraźni. Inspiracją były książki o smokach oraz piosenka zespołu Wilki „Ja ogień Ty woda”. Taki też wybrałam tytuł dla rysunku.
Zaczęłam od szybkiego zaznaczenia białą kredką ogólnego szkicu. Kreski są widoczne dopiero pod światłem, dlatego nie jestem w stanie pokazać tego kroku na zdjęciu. Zabieg ten miał na celu jak najlepsze rozplanowanie poszczególnych elementów na kartce. Potem, wzorem mistrzów tatuażu, dopracowałam kontury żółtą kredką, której jasny odcień jest łatwy do przykrycia.
Kolejne szczegóły nakładałam już kredką pomarańczową (Orange Flower) i niebieską (Water World), ponieważ właśnie w takiej kolorystyce będą smoki. Anatomię rysuję z pamięci, ponieważ jako fanka fantasy, widziałam wiele smoków (niestety tylko na zdjęciach, nie na żywo, ponieważ smoki wyginęły). Oczywiście ciała nie wyglądają dokładnie tak jak powinny ale nie przejmuję się tym zbytnio. Fantastyczne stworzenia mają to do siebie, że każdy może je sobie wyobrażać na własny sposób.
Kilka szybkich, spontanicznych ruchów i z lawiny kresek zaczęły wyłaniać się sylwetki smoków. Zdecydowanie dałam się ponieść. Zamiast ostrożnie stawiać kreski (jak to mam w zwyczaju) mocno dociskałam kredki do papieru, czerpiąc radość z intensywnych kolorów jakie zaczęły się pojawiać.
Zdjęcie
By rysunek był jeszcze ciekawszy dodałam kilka plam zupełnie nowych kolorów w kilku miejscach. Barwami dominującymi są czerwony i niebieski jednak plamki zielonego, różowego, szarego i fioletowego w kilku miejscach potęgują wrażenie ruchu. Wszystko wydaje się szalone, niespokojne. Intensywne kolory pogłębiłam dodatkowo blenderem.
Jeśli nie czujecie się mocni w rysowaniu z wyobraźni, nie szkodzi. Można także wykorzystać zdjęcia. Ja polecam wydrukowanie sobie fotografii, ponieważ włączony komputer jest bardzo rozpraszający i zdecydowanie nie sprzyja kreatywności.
Inspiracją do wykonania kolejnego obrazka, było zdjęcie, które zrobiła moja
Od początku wiedziałam, że ta fotografia może posłużyć za bazę do ciekawej ilustracji. Nie macie takich zdjęć? Skorzystajcie więc z ostatnich promieni słońca i wybierzcie się na sesję. Fotografowanie jest ostatnio modne, więc ze znalezieniem kogoś kto ma w miarę dobry aparat nie powinno być problemu.
Na podstawie wybranego zdjęcia wykonałam kilka rysunków bazowych, które potem uzupełniałam i kolorowałam na różne sposoby. Za każdym razem szkicowanie wyglądało podobnie. Odwzorowując proporcje opierałam się na klatce piersiowej, która przypomina dość regularny romb. Na jej podstawie budowałam kolejne elementy ciała.
Na obrazku powyżej odwzorowany romb jest mniejszy ale proporcje zostały (mniej więcej) zachowane.
Przedłużeniem górnego boku rombu była ręka…
… a dekolt dzielił go na mniej więcej równe dwie części.
Głowa prawie idealnie wpasowała się w lustrzane odbicie połowy rombu. Wyrysowane rysowane linie pomocnicze stanowią doskonałą bazę do narysowania postaci. Ważne, by nie bać się poprawek! Linie szkicu rysujemy bardzo delikatnie. Tak, by można je było z łatwością wymazać. Ulepszajmy, dorysowujmy, ćwiczmy.
Dłoń (od palca do przegubu ma podobną szerokość do szerokości twarzy. Warto to uwzględnić!
Ręce nie uległy skrótowi perspektywicznemu (poczytacie o nim
Dzisiejsza notka nie jest o proporcjach dlatego na tym zakończę opis tego etapu. Myślę, ze teraz bez problemu odnajdziecie kolejne proporcje i analogicznie narysujecie kolejne linie pomocnicze. Z czasem będziecie potrzebować ich coraz mniej. Docelowo nauczycie się nakładania ich na zdjęcie wyłącznie w wyobraźni.
Wróćmy jednak do rysunku. Na podstawie pomocniczych linii naszkicowałam sylwetkę postaci. Dłoń, która ukryła się w białych fałdach prześcieradła dorysowałam z głowy.
Sylwetki, które narysujecie wy nie muszą mieć realistycznych proporcji. Ilustratorzy często nadają swoim postaciom wyjątkowego charakteru poprzez nadanie im interesujących cech wyglądu. Mogą to być np. przesadnie okrągłe buźki, zbyt duże oczy czy wydłużone sylwetki. Zdjęcia są tylko bazą. Nie trzeba się ich trzymać w 100%.
Skoro mamy już narysowane ciało, warto je ubrać. To moment w którym uruchamiamy wyobraźnię. Kto będzie na rysunku? Księżniczka fantasy w długiej sukni? Elegantka na pikniku? Moment dorysowywania ubrań jest świetny do przykrycia tego, co się nie udało. Koślawe ramiona? Lekarstwem będą bufiaste rękawy (o takich marzyła Ania z Zielonego Wzgórza). Krzywe nogi? Przykryjmy je długą suknią. Brzydkie plecy? Zasłońmy długimi włosami.
Na tym etapie mamy wybór. Możemy poprawić linie czarnym długopisem (który według mnie lepiej współgra z kredkami niż np. cienkopis) lub miękkim ołówkiem. Oba sposoby stanowią doskonały podkład pod dalsze cieniowanie. Przygotowałam dwie wersje. Rysunek jesienny przedstawiam już gotowy. Rysunkiem niekonturowanym zajmiemy się dogłębniej.
Swoim zwyczajem nie konturuję tła.
Wróćmy jednak do rysunku bez konturów.
Czas na kolorystykę. O tym jak ją dobierać dziś mówić nie będę, ponieważ w planach na daleką przyszłość mam napisanie o nich notki. Dlatego zamiast wykładu o kolorach proponuje dziś
Cieniowanie sukni zaczęłam od kredki w kolorze „Orange Flower”.Tak na marginesie… Uwielbiam, gdy kolory (kredek czy kosmetyków) mają ciekawe nazwy. O ile przyjemniej jest rysować kredką w odcieniu „Bengal Tiger” czy malować paznokcie lakierem o nazwie „Noc Kairu” (mam taki!) niż używać bezosobowych numerków jak „odcień 312”.
Kolejnym kolorem, jaki nałożyłam na suknię, był „Strawberry Ice Cream” (jasny róż). Idealnie zgrał się z podkładowym pomarańczowym, tworząc piękny, pośredni kolor. Rysując starałam się podkreślić zagiętki materiału oraz drapowanie.
Kredka „Pomegranate”(czerwono-żółto-różowa) posłużyła do uzupełnienia cieni. Uwielbiam kiedy w rysunkach kolory subtelnie się przenikają. Jeżeli są dobrze dobrane, nie ma efektu przesady. By złagodzić nieco intensywne kolory, użyłam jeszcze kredki w kolorze „Australian Bush” (mieszanka brązów). Choć zestaw zawiera kolor czarny (ukryty w kredce „Titanium Metal”), sugeruję nie używać go do zaciemniania powierzchni. Rozejrzyjcie się wokół i spróbujcie dostrzec jaki kolor mają cienie na poszczególnych meblach i przedmiotach. Czerwone pudełko w cieniu staje się bordowe, brązowa półka- ciemnobrązowa. Czysta szarość pojawia się dość rzadko.
W jesiennej wersji rysunku do cieniowania skóry twarzy użyłam beżowego cienia do powiek, który idealnie zastąpił kredkę w kolorze cielistym (której zabrakło mi w zestawie Magic Trio). Choć niektórym może wydawać się to dziwne, według mnie używanie kosmetyków jako dodatków do podstawowych narzędzi plastyka jest świetnym pomysłem. Połyskliwe cienie do powiek dadzą niezwykłą, skrzącą poświatę imitującą magiczny pył czy… metaliczną karoserię samochodu. Efekt będzie możliwy do obejrzenia jedynie na żywo. Mam nadzieję, że w końcu uda mi się zorganizować jakieś spotkanie w kawiarni, gdzie zbierze się grupa zainteresowanych ludzi i będzie można porozmawiać i pooglądać rysunki. 🙂
Wróćmy jednak do kolorowania skóry. Nie każdy ma przy sobie beżowy cień do powiek, dlatego w tej wersji rysunku skórę wykonałam mieszając pomarańczowy, różowy i brązowy w odpowiednich proporcjach. Kluczem była delikatność. Kredki, których używam mają bardzo intensywne kolory, dlatego warto poćwiczyć ich mieszanie na osobnej kartce. Z mieszaniem odcieni „na gładko” nie ma żadnego problemu ponieważ zestaw wyposażony jest w blender, który wygładza chropowatą powierzchnię.
Do narysowania skóry opalonej użyjecie więcej pomarańczowego, do ciemnej- brązowego, do porcelanowej- różowego. Ile ludzi na świecie, tyle odcieni. Zachęcam do kombinowania.
Bez względu na to czy zdecydujecie się wykonać skórę cieniami do powiek (fluidu nie polecam :)) czy kredkami, jedna rada: bardzo dokładnie wyczyśćcie pędzelek/gąbeczkę/blender (np. pocierając nim o czystą kartkę). Skóra ma bardzo jasny odcień i każdy niepożądany brud będzie się na niej mocno odznaczał. Tego nie chcemy.
Uwagi dotyczące cieniowania twarzy. Jeżeli głowa nie wypełnia kartki prawie w całości (jak np. w portrecie czy innej formie zbliżenia), nie starajcie się umieścić na niej jak największej liczby szczegółów. Nie rysujemy więc rzęs a brwi robimy jedną, cienką kreską (a nie kilkunastoma drobnymi).
Włosy.
Na obrazie Fragonard’a kobieta ma włosy w kolorze blond. Nadal jest wiele osób, które na hasło „blond” mają odruch bezwarunkowy w postaci sięgania po kredkę żółtą. 🙂 Mój sposób na miodowe włosy jest taki: trochę brązowego, trochę beżowego i jedynie odrobina żółci (tylko nie wściekle cytrynowej!). Zbyt ostre kolory łagodzimy jasną szarością.
Kolorystyka jaką uzyskał Fragonard jest niezwykła. Starałam się uzyskać jej namiastkę przy pomocy kredek. Zdecydowałam się jednak na nieco żywsze, bardziej energetyczne odcienie.
Zaczęłam od kredki „Summer Sky” (jasnoniebieska). Zacieniowałam nią delikatnie całe tło, by uzyskać bazę pod dalsze kolory. Błękitem pokryłam także fragmenty sukni by uzyskać wrażenie lekkości i ruchu. Obrazek nie będzie miał wyraźnych konturów. Granica między kolorem a czysta kartka będzie bardzo rozmyta, subtelna.
Kolejnym kolorem jaki nałożyłam był „Rainforest” (mieszanka odcieni zielonego). By całość nie wyglądała przesadnie cukierkowo w niektórych miejscach bardzo oszczędnie użyłam „Titanium Metal” (mix szarości).
Nie wiem czy to widać na zdjęciu ale wszystkie odcienie zielonego jakie na tym etapie znajdują się na rysunku zostały wykonane jedną kredką! Podczas kolorowania obracałam ją, by uzyskać różne odcienie.
Gotowa praca wyglada tak:
Inne rysunki, które wykonałam Magic Trio:
Angielski zamek Bodiam (na podstawie zdjęcia znalezionego w Internecie). Uwielbiam zamki! W czasach podstawówki, gdy moje koleżanki marzyły o karierze aktorskiej, ja szalałam za „Xeną Wojowniczą Księżniczką” i marzyłam o mieczu i własnym zamku. Miecz kiedyś sobie kupię, zamki póki co mam na rysunkach.
Odcienie szarości pogłębiłam ołówkami. A blender idealnie oddał strukturę wody.
Na dziś to wszystko ale do tematu kredek, kolorów i fantazji wrócę niebawem przy okazji kolejnego wpisu. Na koniec chciałabym jeszcze dodać, że mam pełną świadomośc tego, że rysowanie kredkami idzie mi znacznie gorzej niż rysowanie ołówkami. Mimo wszystko uważam to za zaletę tego kursu rysunku. Uczę się razem z Wami a dzieki temu wiem, z czym się borykacie podczas nauki.
Ps. Podczas przygotowywania tej notki zadecydowałam, że do listy rzeczy, które chciałabym zrobić przed śmiercią dorzucam zamiar przeczytania wszystkich książek z listy 100 najważniejszych książek świata.
Ps. 2. Ostatnio czytałam „Nawałnicę mieczy” G. R. R. Martina (nie mogłam się doczekać kolejnego sezonu Gry o Tron w TV). Frustracja spowodowana tym jak został potraktowany Tyrion Lannister zaowocowała… jego portretem. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tej notki zapraszam
Ps. 3. Nie wiem czy każdy to potrafi ale ja uwielbiam rysować słuchając audio-booków. Trzeba do tego mieć umiejętność koncentracji ale według mnie to wspaniały sposób na efektywne spędzenie czasu.
Ps. 4. Ciekawym pomysłem jest… skserowanie rysunku. Wydruk będzie nieco wyostrzony, pokryty w niektórych miejscach czarnymi kropkami tuszu (kto kseruje notatki na studiach ten wie). Efekt przypomina nieco stare, książkowe ilustracje. Polecam!