Znów wywiało mnie z domu. Tym razem nie aż tak daleko, bo na Wyspy Kanaryjskie. W międzyczasie tworzyłam portret Jed z serialu “The Night Manager” (obowiązkowy dla fanów Toma Hiddlestona!), dlatego czas na nowy „Pamiętnik Rysownika”! Opowiem Wam, jak się rysuje kredkami akwarelowymi, ile i jakich kolorów potrzeba do odtworzenia skóry, jakie artystyczne akcesoria zabrałam na Teneryfę i co ja tu w ogóle robię.

Informacja dla nowych czytelników:

„Pamiętnik Rysownika” to seria wpisów, w których opowiadam o tym, jak powstają moje rysunki, ale skupiam się nie na aspektach technicznych tylko na okolicznościach. Od tutoriali odróżnia je także to, że czytelnicy dopiero na końcu dowiadują się, jak wygląda gotowy rysunek i czy w ogóle udało się go dokończyć. To najbardziej nieprzewidywalne (choć podobno lubiane) notki na elfik.tv.

Zaczynamy!

1.IV.’16, Warszawa, Powiśle

Jako fanka… ehem… talentu aktorskiego Toma Hiddlestona nie mogłam odpuścić sobie oglądania sześcioodcinkowego serialu “The Night Manager”. Streśćmy fabułę: brytyjski wywiad stara się zdemaskować handlarza bronią (w tej roli Dr House) i w tym celu instaluje w jego otoczeniu szpiega (w tej roli Tomek). Ponieważ ów handlarz bronią jest szalenie bogatym człowiekiem, czekają na nas kadry pełne cudownych plenerów, luksusowych willi i drogich hoteli. Nic dziwnego, że postanowiłam stworzyć fanart. Tomka już kiedyś rysowałam ( i ), więc celowałam raczej w portret Hugh Lauriego lub Olivii Colman (która gra tu jedną z ciekawszych kobiecych ról ostatnich lat!). Niestety znalazłam nigdzie ciekawego zdjęcia żadnego z nich. Wybór padł więc na postać Jed Marshall graną przez Elisabeth Debicki. Aktorka ma 1.90 wzrostu (Tom “zaledwie” 1.87 🙂 ), a w serialu nosi długie, jasne suknie, co w połączeniu z bladą cerą i krótkimi blond włosami czyni z niej ZJAWISKO! Na tle opalonych, przypakowanych mężczyzn, którymi jest otoczona, wygląda jak elf, który zstąpił na ziemię. Mam nadzieję, że ten przydługi wstęp dość dobrze wyjaśnił, skąd pomysł na rysunek :).

Rysowanie zaczęłam oczywiście od szkicu, ale tak zaaferowałam się pracą, że zapomniałam zrobić zdjęcia tego etapu. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się, jak wykonać realistyczny szkic do portretu, to zapraszam do i tutorialu. Warto zaznaczyć, że w przypadku realistycznego rysunku kredkami (a zwłaszcza portretu!) konieczne jest wykonanie szkicu delikatnego, prawie niezauważalnego. Chodzi o to, że jasne kredki nałożone na ołówek mogą go brzydko rozmazać i “wbić” w kartkę tak mocno, że usunięcie będzie prawie niemożliwe. Oczywiście można szkic od razu wykonywać kredkami, ale tą metodę polecam raczej osobom bardziej zaawansowanym lub takim, którym nie zależy na perfekcyjnym odwzorowaniu zdjęcia.

Ponieważ to “Pamiętnik Rysownika” zdradzę jeszcze, że w trakcie szkicowania słuchałam audiobooka Alistaira MacLeana “Mroczny Krzyżowiec”. To opowieść o parze szpiegów, którzy zostają wysłani do Australii, by rozwikłać zagadkę porwań światowej sławy lekarzy, ale w wyniku różnych wydarzeń trafiają w okolice Fidżi. Bardzo mi ostatnio pasuje klimat szpiegów i okolic Pacyficznego Pierścienia Ognia :).

3.IV.’16 Warszawa, Powiśle

Kocham . Jego drewniana faktura stanowi idealne tło do zdjęć, a powyżej wiszą pocztówki z całego świata i motywujące listy. Przez ostatnie kilka dni starałam się rysować jak najwięcej, bo liczyłam na to, że zdążę ukończyć rysunek przed wylotem na Kanary. Cóż, nie udało się.

Ale może opowiem, o co chodzi z Kanarami.

Być może pamiętacie, że studiowałam turystykę kulturową. Miałam zostać przewodnikiem lub rezydentką, ale wywiało mnie do Warszawy i pochłonął mnie świat marketingu. Obecnie – głównie ze względu na bloga i firmy, które prowadzę z Rudą – mój zawód można określić modnym słowem “freelancer”. W praktyce oznacza to, że robię milion rzeczy, ale nie muszę być w jednym miejscu. I oto nagle wezwała mnie branża, o którą kilka lat temu zabiegałam – turystyka! W zastępstwie za kogoś innego zgodziłam się posiedzieć na Teneryfie w roli rezydentki czyli specjalistki od… wszystkiego. Spakowałam więc strój kąpielowy i kredki i czekałam na dzień wylotu.

Wróćmy do portretu Jed.

Zaczęłam od czarnej kredki i narysowałam nią najciemniejsze fragmenty rysunku – rzęsy, brwi, źrenice. Prawie zawsze zaczynam od ciemnych mediów, zarówno w przypadku kolorowych mediów jak i ołówków. Dzięki takiej kolejności powierzchnia jest bardziej gładka (co dla osoby ubóstwiającej zdjęciowy realizm jest pożądane). Oczywiście możecie się ze mną nie zgadzać. Chętnie podyskutuję na ten temat w komentarzach, bo wbrew temu, co o blogerach sądzą hejterzy, nie uważamy się za najmądrzejszy rodzaj ludzi :). Aha, i nie martwcie się, że niezbyt dokładnie opisałam ten etap, bo wszystko zobaczycie na speed drawing, które właśnie montuję na .

Jak zwykle przy rysunkach realistycznych, cieniowanie zaczęłam od zgaszonych, naturalnych kolorów. Zazwyczaj są to chłodne brązy, ale w przypadku zimnego typu urody jaki reprezentuje Jed postawiłam nawet na szarości. Koniecznie poczytajcie o tym , jeśli chcecie dowiedzieć się więcej.

Kolejnymi odcieniami była cała gama brązów (tych chłodnych), beżów i nawet żółcieni. Bardzo spodobała mi się kredka w odcieniu złotym, która wcale nie ma kiczowatego, metalicznego pobłysku niepasującego do reszty. Skóra była tym razem dość ciekawa do kolorowania, bo po dłuższym wpatrywaniu się w dostrzegałam na niej bardzo dużo kolorów – nawet różowego i fioletowego. Stąd ta liliowa kredka widziana na powyższym zdjęciu.

Jeżeli ciekawią Wam moje kredki, to napisałam o nich więcej.

6.IV.’16, Warszawa Modlin

Wstałam przeraźliwie rano i dotoczyłam się do Modlina. To, że tajemnicą nie jest. Rysunek i kredki zostały w dużej walizce, więc nie mogłam rysować, ale kawa i rozmyślanie nad swoim niespokojnym życie to bardzo kreatywne zajęcie.

6.IV.’16 Los Gigantes, Teneryfa

Chyba muszę pogratulować sobie wyboru kredek. Na lotnisku Teneryfa Południe walizki zamiast wjechać spokojnie na taśmę zostają wystrzelone jak z procy po czym wpadają na ścianę i opadają jakieś pół metra w dół. Ze zgrozą patrzyłam jak kolejne bagaże przetaczają się z łomotem i ciekawiło mnie, czy któraś z nich się otworzy, a cała hala przylotów będzie mogła oglądać czyjąś rozsypaną kolekcję majtek. Z resztą, chrzanić majtki – ja miałam w torbie kredki, pastele, ołówki, sepię, węgiel, gumki do mazania i strugaczkę, więc oczami wyobraźni widziałam, jak to wszystko się łamie na kawałki. Po przybyciu do hotelu natychmiast rzuciłam się, by ocenić straty. Cały sprzęt był w całości! Uff!

#niezbędnik_wakacyjny

9.IV.’16 Los Cristianos, Teneryfa, Wyspy Kanaryjskie

To miał być wpis o rysowaniu, ale jako osoba o artystycznej duszy interesuję się wszystkim co ładne.

W miejscu, do którego trafiłam, było wzgórze. Uznałam, że zachód słońca może stamtąd wyglądać nieźle, więc spakowałam nowy aparat (Benio ma młodszego brata Nikosia) i w sandałkach podreptałam na to wzniesienie… Okazało się, że to wcale nie była żadna górka tylko płaskowyż. Wielki! Poczułam się, jakby teleportowało mnie na pustynię gdzieś w USA. W życiu nie widziałam tylu kaktusów!

Kiedy już doszłam do siebie po tym szokującym odkryciu, podreptałam pustynną ścieżką dalej. Zachód słońca faktycznie był bardzo udany.

Wieczorem dostałam zadanie “bądź pod telefonem” (I’m The Night Manager!), więc przerysowałam jedno ze zdjęć sepiami. Wyszło tak:

Tak tak, wiem, że nie powinno się rozmazywać sepii.

11.IV.’16 Palm Mar, Teneryfa, Wyspy Kanaryjskie

Nowo odkryta pustynia spodobała mi się tak bardzo, że postanowiłam tam wrócić, ale tym razem ze sprzętem do rysowania. Rozsiadłam się pod wyschniętym drzewkiem i postanowiłam rysować kaktusy na żywo…, bo uznałam, że rysowanie kaktusów na pustyni jest fajnym zajęciem. Odkryłam też dość poważny minus bycia w pojedynkę – okoliczności przyrody są piękne, a mi nie ma kto zrobić zdjęcia. A dodam jeszcze, że trzaśnięcie selfie lustrzanką, która sobie trochę waży, do łatwych nie należy!

Nie martwcie się, zrobię jeszcze osobny wpis o moich rysunkach ze szkicownika 🙂

Tego dnia też trafił się przyjemny zachód słońca:

Więcej zdjęć znajdziecie na fanpage’u 🙂

19. IV.’16, Palm Mar, Teneryfa, Wyspy Kanaryjskie

Przed wyjazdem postanowiłam sobie, że w wolnych chwilach:

będę pisać pracę magisterską

zaliczę online język angielski

będę pisać bloga

skończę rysunek z Jed

schudnę 7 i pół kilo

Skończyło się na tym, że siedzę przy basenie z książką (“Dziwne losy Jane Eyre” w oryginale!) lub gazetą. Kiedy leciałam do Nowej Zelandii, stwierdziłam, że “jeszcze tylko zaniosę pierścień do Mordoru i biorę się za magisterkę”. Po powrocie musiałam zmodyfikować to postanowienie do: “Jeszcze tylko popilnuję, czy Wulkan Teide czasem nie wybucha i biorę się za pisanie magisterki”. Nawiasem mówiąc Pico del Teide (zwany przez lokalnych “Tatusiem Teide”) jest fantastycznym zjawiskiem. Wyrósł na kraterze superwulkanu, ma 3718 m n. p. m. (co czyni go trzecim najwyższym wulkanem świata), a ostatni raz wybuchnął w 1909 roku! Muszę go koniecznie narysować!

Mimo niewielkiego poślizgu z pisaniem magisterki, udało się posiedzieć trochę nad portretem Jed. Po kolejnych warstwach wszystko zaczęło się ładnie wygładzać. Od samego początku dbałam, żeby wszystkie piegi i żyłki były widoczne, bo domalowanie ich na grubej warstwie jasnej kredki byłoby trudne.

Zazwyczaj do rysowania ust używam zgaszonych kolorów i bardzo rzadko jest to czysta, karminowa czerwień. Na moim zdjęciu bazowym kolor był jednak tak intensywny, że przełamałam się i dodałam jej sporo. Naturalnie dla zachowania realizmu jako podkładu użyłam kilku brązów, a potem jeszcze wygładziłam to beżem.

Sporo czasu siedziałam też nad dopracowaniem perełki w kolczyku. Jak być może pamiętacie z notek o fotorealiźmie, wszelkie błyszczące rzeczy genialnie wyglądają na realistycznych rysunkach. Tutaj zaraz po oczach najbardziej błyszcząca była właśnie ta perła, dlatego poświęciłam jej sporo mojego czasu. Uważnie odwzorowałam odbicie i starałam się dodać wszystkie kolory jakie widzę (oczywiście oszczędnie, żeby nie stracić wrażenia, że jest biała).

Kiedy zaczęłam włóczyć się po świecie, wiele osób zapytało, co trzeba zrobić, żeby tego dokonać. Jedną z ważnych rzeczy jest nauka języków. Nie byłoby mnie na Teneryfce, gdyby nie umiała mówić po hiszpańsku. Aby odświeżyć sobie ten piękny język, pobrałam na tablet darmową aplikację MemRise, która jest genialna! Wystarczy klikać i dobrze się bawić a po jakimś czasie wszystko wpada do głowy “samo”. Tablet zabieram ze sobą na plażę, a kiedy bateria jest słaba, ładuję ją powerbankiem. Przed wyjazdem do Nowej Zelandii dostałam taki firmy Leitz, którym można naładować smartphone’a 5 razy!

Na razie to tyle 🙂

Wkrótce czeka mnie kolejna dość zaskakująca (choć krótka) podróż i postaram się ją ciekawie opisać. Nad rysunkiem Jed nadal pracuję, ale w tym momencie czarno widzę jego ukończenie, ponieważ próbuję skończyć studia i zarabiać pieniążki na… kolejne wyprawy. Jeśli macie jakiś pytania dotyczące tego rysunku lub rysowania ogólnie (lub czegokolwiek), to śmiało piszcie.