Działalność drukarzy krakowskich, którzy już w ostatniej ćwierci w. XV tłoczyli księgi kościelne, a których tradycję podjął w początkach w. XVI Niemiec z pochodzenia, Jan Haller, wydając m.in. wspaniały kodeks prawny arcybiskupa Jana Łaskiego z Bogurodzicą na czele, przybrała na sile ok. r. 1520, gdy rozpoczęli oni systematyczne nasycanie rynku książką polską. Florian Ungler, Jeronim Wietor, Szarffenbergerowie, chronieni przywilejami królewskimi, stanowiącymi odpowiednik dzisiejszych ustaw o prawie autorskim, zorganizowali sobie współpracę literacką, wciągając do niej mistrzów i bakałarzy uniwersyteckich, od których nie można było wymagać dzieł oryginalnych, którzy jednak okazywali się dobrymi tłumaczami. Pożyteczną tę pracę, wykonywaną nieraz kolektywnie, drukarze osłaniali górnymi frazesami, głoszącymi ich troskę o język polski, a pomieszczanymi w dedykacjach dla wysokich urzędników państwowych, którzy zaszczyt ten okupywali jeśli nie gotówką, to pomocą w uzyskiwaniu korzystnych przywilejów. Troska język dała jeden wynik doniosły, podyktowany zresztą koniecznościami ekonomicznymi, tj. pisownię, której zasady, obowiązujące po dzień dzisiejszy, ustalono właśnie w oficynach drukarskich Krakowa czasów Zygmunta Starego. Pisownia średniowieczna, oparta na wyrażaniu dźwięków polskich literami łacińskimi, była chwiejna i rozrzutna; zaimek np. ,,się” w postaci ,,schve” wymagał aż pięciu znaków, co w praktyce drukarskiej znaczyło całe skrzynie kosztownych a zbędnych czcionek metalowych. Ustalenie pisowni prostszej dawało oszczędności metalu, papieru, czasu i pracy przy składaniu druku.